wtorek, 11 listopada 2014

Leśne runo pełne marzycieli

  Marzenie jest jak wychodzenie na wysokie drzewo. Taką sosnę na przykład. Najpierw stoisz na ziemi i patrzysz w górę. Wydaje się daleko, ale wygląda tak pięknie i wiesz, że chcesz. Już na początku pojawia się problem – nie ma żadnego oparcia, nie ma jak zacząć, prosty pień, ale jakoś w końcu udaje się przełamać pierwsze zniechęcenie i znaleźć sposób. Chwytasz mocno obiema rękami, masz w sobie jeszcze tę pazerność na zdobywanie, podskakujesz i oplatasz się wokół, podciągasz, ruszasz w górę mimo lepkiej żywicy i szorstkiej kory. Korniki ryją pod Tobą, ale Ty widzisz czubek drzewa. Czasem spojrzysz w dół, choć nie wolno i wtedy się boisz.
Tak gdzieś w połowie drzewa słyszysz już jak drwal ostrzy siekierę, ale liczysz na to, że zdążysz, że w głębi duszy ludzie tacy nie są, żeby Cię podcinać, że to Twoje drzewo, wybrane spośród tysięcy innych, albo że to nie może się w ten sposób skończyć lub w inne tego typu naiwne bzdury.
Kiedy zbliżasz się do korony, zrywa się wiatr. Targa gałęziami, jakby chciał Cię strącić, ale Ty trzymasz mocno, choć nie masz już siły. Wreszcie, po przezwyciężeniu wszystkich trudności, docierasz na sam szczyt… i wtedy pojawia się piorun.

Leżąc obok zgliszczy czujesz się wypalona jak ten pień. Upadek był bolesny, może nawet masz złamaną nogę czy rękę. Patrzysz na to, co zostało z Twojego marzenia i zastanawiasz się, czy zacząć wspinaczkę na kolejne drzewo, czy może zostać tutaj, bo to bezpieczne – piorun przecież nie trafia dwa razy w to samo miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz