sobota, 3 grudnia 2016

Reset

  Po dwóch mocnych tabletkach, kubku kawy i lampce wina przestała mnie boleć głowa. Może po dwóch latach bez mężczyzny, naczepie pełnej czekolady i ukończeniu studiów inżynierskich przestanie mnie boleć życie... a zaczną zęby. 

Jak powrócić do tej bardziej radosnej wersji codzienności, kiedy na 30 levelu pojawia się więcej przeszkód, a szans coraz mniej?
Algorytm wzrostu szans wygląda mniej więcej tak: im więcej ich wykorzystasz, tym więcej drzwi otworzysz przed sobą w przyszłości, a im więcej zawalisz na wstępie, tym więcej możliwości zostanie przed Tobą zamkniętych. Schemat blokowy bez pętli. Pętlę sobie możesz założyć na szyję.

Byłaś/byłeś kiedyś w takiej sytuacji, kiedy walczy w Tobie to, czego chcesz, z tym, czego nie możesz? Stałaś/stałeś kiedyś przed drzwiami, które sam sobie zamknąłeś w przeszłości?

Skoro nie mogę mieć tego, czego pragnę, muszę znów zrobić reset w głowie i dostosować się do nowych okoliczności. Elastyczność to cecha, która znaczy więcej niż jakakolwiek wiara, wytrwałość, siła ducha. Elastyczność to zdolność wykorzystania umysłu. To umiejętność przetrwania w świecie. To wykorzystanie zastanych warunków w taki sposób, aby nas nie ograniczały, ale nam służyły do tworzenia nowych możliwości.

Dziś usłyszałam od kogoś, że sama sobie tak wysoko ustawiłam poprzeczkę. Miał rację. Tylko teraz, żeby ruszyć do przodu, muszę przejść pod nią, bo jej nie przeskoczę. Bywa i tak. Nie wszystko w życiu musimy wygrać.
Dzisiaj, gdyby nie Jędza, w ogóle nie wstałabym z łóżka. Gdyby nie ona, nie zjadłabym posiłku, nie umyła zębów i nie miała wyrzutów sumienia za zjedzenie połowy czekolady z suszonymi malinami (Milka Collage, polecam).
Dzisiaj po raz kolejny przekonałam się, jak bardzo umysł góruje nad sercem.


poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Wszystko, co powiesz, zostanie użyte przeciwko Tobie

  Zacznijmy od tego, że przez siedem lat byłam w związku, w którym byłam bita i upokarzana. Nie, nie przez cały czas, bo koszmar przyszedł dopiero, kiedy skończyła się bajka. Nie potrafię powiedzieć jak długo trwało piekło, ale potrafię zapewnić Was wszystkich, że da się je ugasić. Kiedy diabeł traci siły, można wykorzystać jego słabość i uwolnić się spod jego wpływu. I wrócić do Życia.

Przetrwałam. Zrobiłam to. Wyszłam na prostą. Zapanowałam nad lękiem, nie żyję karmiąc się wspomnieniami pełnymi strachu. Bagaż tamtych dni przestał ciążyć, zyskałam doświadczenie, czegoś się nauczyłam, wiem już jak rozpoznać zagrożenie i jak reagować. I potrafię zrozumieć kobiety, które są w podobnej sytuacji.

Przeszłość mnie nie boli i nie ma już wpływu na moje życie. Czuję się wyzwolona z tej bezsilności, która mnie więziła i nie pozwalała funkcjonować. Dziś jestem emocjonalnie niezależną kobietą, która nie pozwoliłaby się tak traktować. Dziś mam siłę, której nie miałam wtedy.
I dziś, właśnie dziś odsłoniłam ten kawałek swojej przeszłości przed mężczyzną, który nie zrozumiał. Ja wiem, to bardzo trudne, to dla wielu ludzi niepojęte, jak można tkwić przez lata w tak chorym układzie i z takim niezrozumieniem bardzo często spotykają się kobiety, które nie potrafiły się uratować od razu, po pierwszym ciosie, ale po raz pierwszy zarzucono mi, że tego nie zrobiłam.

Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz po raz kolejny. Jakbym znowu miała zostać skrzywdzona tamtą sytuacją, bo ktoś zaczął mi wyrzucać moją bierność, jakbym to ja zrobiła coś złego. Nie mogłam, w tamtym czasie nie dałam rady nic z tym zrobić, bo kiedy 190 cm mięśni mówi ci, że cię znajdzie, gdy próbujesz odejść, a wiesz, że tak się stanie, bo nauczył cię tego powrót ze szkoły z zakrwawionymi od walki dłońmi, jeśli boisz się o to, że zemści się na rodzinie, jeśli widziałaś już ludzi pobitych przez niego, a policja z sytuacją sobie nie radzi, to wiesz, że nie uciekniesz tak łatwo.
Mi udało się przez to przejść. Nadszedł moment, że mogłam wreszcie odejść. Odzyskałam szacunek do siebie, odzyskałam wolność, poczułam cudowną odpowiedzialność za własne życie i kontrolę nad nim. Przestałam być omotana, zagubiona i nieporadna. I teraz ktoś wytyka mi, że na to wszystko pozwoliłam: "Jak mogłaś?"

Wydaje mi się, że nawet tutaj nie powinnam nigdy o tym pisać, że bardzo tracę w oczach ludzi, którzy dowiadują się o tej części mojej przeszłości i że nigdy nie powinnam z nikim rozmawiać o tym, bo nie wolno nam przyznawać się do tego, że sobie z czymś nie poradziliśmy. Nie wolno nam okazywać słabości, bo zawsze zostanie wykorzystana przeciwko nam.

niedziela, 5 czerwca 2016

O pisaniu po ścianach


  Jędza, która przeszła transformację, stając się (mam nadzieję, że nie tylko chwilowo) miłą dziewczyną cieszącą się życiem, opublikowała na swoim fanpage'u zdjęcie przedstawiające napis na ścianie. Ktoś sprayem uwiecznił na bloku słowa "WARTO ŻYĆ!"
Lepsze to niż napis typu: "[nazwa drużyny] ku**y", ale i tak nie pochwalam pisania po elewacji. Przekaz sam w sobie fajny, choć niekoniecznie w formie dewastującej przestrzeń publiczną, bo zadbane otoczenie ma wpływ na jakość naszego życia.
Autor niech sobie w oknie wywiesi transparent "Warto żyć!", jeśli chce się tym ze światem podzielić, albo na samochodzie napisze. Własnym oczywiście. Tego na pewno nie zrobi, uważając, że go zniszczy :D 

Lubię hasła mające pozytywny, motywujący wydźwięk, graffiti uważam za sztukę (graffiti, a nie byle bazgroł), myślę, że trzeba przełamywać monotonię miejskiego krajobrazu w różny sposób, ale szeroko pojęta sztuka ulicy powinna być wkomponowana w otoczenie. Paradoksalnie czasami nawet kontrast jest idealnie do tego otoczenia dostrojony. Wandalizm natomiast nie jest dla mnie sztuką, bo sztuka tworzy, ale niszczeniem czegoś, co jest dobre i pożyteczne, jest własnością prywatną lub dobrem publicznym, a więc czymś, z czego korzystamy wspólnie i za co odpowiedzialni jesteśmy wszyscy.

"Warto żyć!" to dobre hasło i może nawet powinno znaleźć się gdzieś na ścianie... niekoniecznie na tej. I z pewnością ma większą siłę napisane ręcznie niż druknięte na jakimś billboardzie. Tylko że ludzie, którzy naprawdę tak uważają, i dla których nie jest to frazes, emanują tą ideą i zarażają nią innych. I nie muszą w tym celu niszczyć elewacji za kilkaset tysięcy złotych.

Xx o'clock

  Najgorsze, co można stwierdzić przy kawie to to, że dzień rozpoczął się tak samo źle, jak skończył poprzedni. Minął jeden długi weekend, który spędziłam w jakimś dziwnym zawieszeniu pomiędzy tym, co powinnam, tym, co chciałam, a tym czego nie chciałam na pewno (rzeczywistość 3D). Minął drugi długi weekend i czyste kartki kalendarza pokryły strony, na których widniały zapiski "do zrobienia". Ogarnął mnie paraliż. Jak zły urok.

Lubię działać pod presją czasu. Nie ma dla mnie bardziej motywującego słowa niż "termin". Odkładam dużo spraw na ostatnią chwilę i kiedy na horyzoncie pojawia się deadline, czuję przypływ energii. Tylko że tym razem mnie to zawiodło. Ktoś rzucił zaklęcie i wszystko przestało się udawać, pomysły zostały odessane z głowy, palce zesztywniały na klawiaturze, a spiętrzone materiały do przerobienia i nauki przestały spełniać równania równowagi przestrzennego układu sił i osunęły się na ziemię. Razem z nimi jebło wszystko.

Poczułam się nieodpowiedzialna, leniwa i głupia. 

Dawno już przestałam myśleć o tym, że coś mnie przerasta. Postanowiłam do pewnych rzeczy dorosnąć i stać się osobą, która znajduje rozwiązania. To pomagało radzić sobie nawet ze sprawami, które są w niewielkim tylko stopniu zależne ode mnie... albo nawet wcale. Jest tylko jeden mały haczyk. Czas jest całkowicie niezależny od nas.

Prawdziwa zaradność bezwzględnie wymaga umiejętności wykorzystywania czasu. Odkładając ważne sprawy na kiedyś i licząc na to, że się z czymś zdąży, można się tylko spóźnić. Takie działanie prowadzi do powstania zatoru w momencie, w którym nieprzewidziane przeszkody utrudniają nam wykonanie planowanych czynności. I trudno jest ruszyć dalej. W tym momencie przerosło mnie wszytko.





sobota, 30 kwietnia 2016

Maj się zaczyna :)

Długi weekend - poranek I

Gdyby o 9:30 nie obudził mnie telefon, spałabym dalej.
Za oknem siwo, co wcale mi nie przeszkadza, bo raz, że lubię w zasadzie każdą pogodę, a dwa, że jakoś nie zaplanowałam szczególnej aktywności tam na zewnątrz. Majówka-domówka.
Mijają właśnie 2,5 godziny, a ja ani nie nie śpię, ani obudzić się nie mogę.

Jak dobrze, że Nussbeisser ma kostki szerokości całej tabliczki. Pytanie "Po ilu kostkach Ty się uśmiechniesz?" ma teraz jakikolwiek sens.


środa, 28 października 2015

Walka z podjadaniem

  Właśnie odkryłam (czytając notkę Jędzy o tym jaka jest "gruba" i ile Pringlesów wsuwa), że metoda małych kroczków nie sprawdza się przy przekąskach, bo weź tak spróbuj jeść jedną chrupkę mniej... no i ta chrupka zostanie na dnie torebki i będzie kusić.
Człowiek powie sobie: "Nie, nie zjem jej, ograniczam, od dziś jem jedną chrupkę mniej do każdego seansu", a ta chrupka dalej kusi i szkoda wyrzucić, bo to chrupka, a zjeść nie wolno, bo przecież chyba można się powstrzymać przed jednym kęsem na rzecz smuklejszej linii, prawda? Ktoś chce schudnąć nie potrafiąc odmówić sobie tak małej rzeczy?!
Koniec końców przedstawiciel ludzkości przegrywa z... chrupką.
Chrupka pokonała człowieka.