wtorek, 7 kwietnia 2015

"Stuletnia Gospoda" - Katarzyna Majgier

  Sięgając po „Stuletnią Gospodę” Katarzyny Majgier oczekiwałam lekkiej, kobiecej powieści o prowincji, pachnącej majerankiem, cebulką podsmażaną w kuchni domostwa z belek. Coś dla wielbicieli „Pod słońcem Toskanii”, rozlewisk, historii rodzinnych i rustykalnych klimatów. Pierwsze rozdziały opowieści o trzypokoleniowej rodzinie, prowadzącej restaurację przy trasie Kraków - Zakopane, potwierdziły przypuszczenia: gotowanie, rodzina, miłość do sztuki i smaków, wewnętrzna potrzeba zmian. Czytało się przyjemnie, więc przerzucałam kolejne kartki.
„Powieść dla kucharek”, „(…) będziesz się delektować każdą stroną tej wyjątkowej książki”, ”Michał i Jagoda (…) on ma smykałkę do interesów, jej pasją jest malarstwo. Czy połączenie tych talentów wystarczy, by restauracja odniosła sukces? Czy związek przetrwa próbę czasu?” – to tak w skrócie, wyciągnięte z opisu wydawniczego. Brzmi… zwyczajnie.

Na co dzień wystarczają mi sprawozdania znajomych, ich dzielenie się ze mną bieżącymi sprawami, czasem obejrzę jakiś serial obyczajowy i czasem sięgnę po tego typu książkę. To dla mnie jak kotwica łącząca mnie z normalnym życiem, ale powiedzmy sobie szczerze – to mało intrygujące. Nie chciałabym użyć słowa nudne, bo to nie tak. Po prostu… pospolitość jest mało pociągająca, każdy ma swoją prozę życia. Lubię, kiedy ludzie dzielą się ze mną tym co robią, co się u nich dzieje, ale tym czego potrzebuję, są emocje, nie same informacje. W każdym przeciętnym życiu i w każdym „zwykłym” człowieku jest moim zdaniem coś znacznie więcej, tyle że często albo ukryte przed innymi albo uaktywniające się dopiero w konkretnej relacji. Uwielbiam poznawać to w ludziach.

I właśnie w ten sposób zaskoczyła mnie powieść „Stuletnia Gospoda”.
Znalazłam tam coś innego niż sugerował opis na okładce: wypalenie, znudzenie życiem, kierat codziennych obowiązków, przytłoczenie domowymi obowiązkami, korporacyjne odmóżdżenie, schematy, bezsilność, stłamszenie młodzieńczego entuzjazmu, proces stabilizowania, polegający na rezygnowaniu z siebie na rzecz włączenia się w tryby codzienności, w której każdy dzień jest taki, jak poprzedni. Jak trudno przerwać ten ciąg, kiedy człowiek zaniedba siebie, pogodzi się i wrośnie w otoczenie, które tłumi tak próby, jak i pragnienia wyzwolenia się z życiowej nudy? Emocje przygasają, rutyna nakreśla plan dni, przekracza się trzydziestkę lepiąc pierogi.

„(…) Jagoda z dzikiej wojowniczki (…) zmieniała się w pokorną służkę. Każde spotkanie było kolejną klatką na kliszy dokumentującej tę przemianę.
Wojowniczka opuściła broń, a potem ją odłożyła, zmyła z twarzy barwy wojenne (…)
Potem wyjęła sztylet i zaczęła nim obierać ziemniaki.”
Ambitna, pełna marzeń dziewczyna z pasją zamienia się w pomoc kuchenną, zobojętniałą, zrezygnowaną, przegraną. Brak doświadczenia zawodowego, niepraktyczne na rynku pracy wykształcenie i trudności z wypracowaniem niezależności. Jest jeszcze Michał – mężczyzna przedsiębiorczy i ogarnięty, który musi nauczyć się, że cechy te nie są zarezerwowane jedynie dla facetów, a nie zrozumiałby tego, gdyby ona nie podjęła walki o siebie.

  Książka jest o tym, jak bardzo nie doceniamy siebie samych i bliskich, jak pozwalamy codzienności, stereotypom i rodzinie narzucać sobie ograniczenia, o podziale na damskie i męskie zajęcia i tym, że praca w kuchni może być pasją i sposobem na siebie, równie twórczym co uprawianie sztuki, a także o tym, że artysta tworzy zawsze, bez względu na to, w jaki sposób zarabia na życie, kobieta to ktoś więcej niż gospodyni, a praktyczna strona życia nie musi odzierać go z emocji i dążenia do spełnienia. Musimy tylko pamiętać, że pomiędzy tymi wszystkimi codziennymi, monotonnymi obowiązkami i zarabianiem na chleb, jesteśmy MY z naszą potrzebą ”czegoś więcej”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz