sobota, 21 marca 2015

Antyporadnik

Kilka...set słów na temat tego: "Jak osiągnąć szczyt niedoskonałości w pracy nad sobą?".
Tekst dla odkładających działanie na kiedyś, porzucających cel w trakcie realizacji, obawiających się analizy, usiłujących pokonać przeciwności nieskutecznymi metodami, dla szukających wymówek.

1. Nie uznawaj półefektów, ćwierćrezultatów i realizowania części dziesiętnych swojego planu. Wszystko albo nic! Metoda małych kroków jest dla chodziarzy, dla ludzi konsekwentnych, o dużym poziomie samozaparcia, wytrwałych, a Ty przecież wiesz, że po 2-3 krokach poczujesz zmęczenie (o ile po pierwszym wykonasz drugi). Ach, ten słomiany zapał...
Musisz więc osiągnąć cel szybciej, najlepiej jednym posunięciem. Pstryk i jeeeest! To jak skok z mostu w rwący nurt, wykonujesz pierwszy ruch, reszta robi się sama, maszyna została uruchomiona.
Zapomnij o tym, że buduje się z wielu elementów i przez jakiś czas, a niszczy jednym kopnięciem. Staraj się nie myśleć o przykładach, takich jak ten, że jedno słowo może zniszczyć relację, którą zbudowało wiele słów, wiele gestów, wiele sytuacji, wiele dni i weź nie myśl o tym, że na jedną dietę odchudzającą składa się wiele posiłków, a jedno ciastko może zaważyć o porzuceniu jej.
Nadal chcesz zrobić jeden duży krok zamiast wielu małych? Nadal myślisz, że wystarczy zacząć, a stopniowe osiąganie celu to nie jest metoda dla Ciebie?

2. Zacznij od jutra. Cokolwiek chcesz osiągnąć, zaplanuj sobie to od jutra, bo przecież DZIŚ już się zaczęło, a zaczęło się nie tak jak powinno, więc dzień jest spalony, tę datę trzeba pominąć, ale jutrzejsza jest obiecująca, nieskażona póki co niczym nieudanym, więc jutro można zaczynać. Aha... życie też Ci się spitoliło, więc może cały plan zacznij od kolejnego, wiesz... czysta karta.
Niektórzy mówią: "Dziś jest dzień, w którym możesz coś zmienić." - nie słuchaj ich. I nie próbuj oszukiwać, że skoro nie potrafisz zacząć od teraz, a musisz planować, to zrobisz to sposobem "START - godzina 18:00". Nie! Nie! Nie! Zacznij od jutra.


3. Na pewno uda Ci się zrobić coś, mimo że nie wiesz o tym niczego lub wiesz niewiele, albo wydaje Ci się, że wiesz już wszystko, choć nie wiesz jeszcze nawet połowy. Po co masz szukać źródeł problemów i zastanawiać się nad nimi? Przecież chcesz się z nimi wreszcie rozstać, mieć je za sobą, a nie je rozkminiać. Wiedzę teoretyczną i praktyczne działanie można rozdzielić: po co myślenie ma poprzedzać robienie, prawda? To tylko niepotrzebna strata czasu.
Jak ma się nie udać to i tak się nie uda, nieraz tak było, rozmyślanie niczego tu nie zmieni.


Możesz sobie naprawdę darować zastanawianie się nad tym, dlaczego masz problem, z czym dokładnie i co z tym zrobić. Jeśli nie wyjdzie, to może zbierzesz się w sobie i kiedyś spróbujesz ponownie. Tymi samymi metodami oczywiście, przecież to ten sam problem, a na jeden problem przypada jedno rozwiązanie, a co za tym idzie - jedna droga do jego osiągnięcia i tu nie ma nad czym myśleć. Nieważne dlaczego się nie udało, istotne dla Ciebie jest przecież tylko to, że znowu dupa. I tak każdy Ci powie, że "za dużo myślisz, za mało robisz" - niech to rozgrzeszy Cię z Twojej ignorancji.

4. W pokoju jest za mało miejsca - nie możesz ryzykować, że podczas gimnastyki stłuczesz łeb i coś Ci się nastawi. Nie ćwiczysz.
Nie masz odpowiednich kwalifikacji - nie uczysz się języka, bo słownik leży w bardzo nieokreślonym "gdzieś"; nie zapiszesz się na kurs, przecież to kosztuje; nie ogarniesz podręcznika, bo do biblioteki/znajomego nie po drodze; nie ściągniesz programu, żeby się z nim zapoznać, bo te lepsze są bezpłatne tylko przez 30 dni. Nie podnosisz poziomu swojej wiedzy i umiejętności.
Nie powiesz nikomu, co zamierzasz - nie wolno zapeszać, a publiczne zobowiązania ograniczają możliwość korzystania z wymówek. Poza tym, jeśli Ci nie wyjdzie, to wszyscy zobaczą Twoją porażkę, a to będzie straszne! Taki wstyd...


Nie mów im, że jesteś na diecie, bo Ci dobrzy przestaną przynosić Ci łakocie, a Ci źli zrobią wszystko, żeby Cię złamać, podsuwając pod nos chipsy: "Z czego ty się chcesz odchudzać?! (Nie próbuj być szczuplejsza ode mnie, bo włożę ci zaraz do ust całą paczkę)". Nie możesz nikomu powiedzieć, że jesteś zajęta/zajęty w co drugi wieczór (nauką, treningiem, realizowaniem swojego hobby), bo przestaną Cię zaskakiwać niezapowiedzianymi wizytami i na kogo wtedy zwalisz winę za to, że nie zostało zrobione to, co powinno być zrobione? Wymówka "fejs się sam nie przejrzy" niewystarczająco zapobiega poczuciu winy.
Oczywiście nie masz czasu i nie ma to nic wspólnego z brakiem organizacji, a jeśli rzeczywiście przytłacza cię natłok obowiązków domowych lub zawodowych, to na pewno nie cieszy Cię 15 minut jogi dziennie ani wysłuchanie audiobooka, radiowa audycja, program edukacyjny, jeden rozdział książki czytany przez 5 dni, trening raz w tygodniu itd., bo według Ciebie działa tylko to, czego jest tak dużo, że aż za dużo.
Nie robisz nic.
Jedne ograniczenia są do pokonania, inne nie, ale to nadal to samo słowo, zgadza się? Przerażające, mające moc sprawczą słowo.
Zawsze inni mają więcej czasu, pieniędzy, możliwości, żeby zrobić to, co powinieneś zrobić TY.
W ogóle nie staraj się myśleć o tym, że "jedyną miarą sukcesu jest wysiłek, jaki włożyliśmy, aby go osiągnąć" i jeśli dla Ciebie coś jest trudniejsze niż dla innych ze względu na okoliczności, to tym większy jest Twój osobisty sukces.
I w ogóle kto wymyślił to hasło?

Ten, kto nie chce, znajdzie powód.
Ten, kto chce, znajdzie sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz